
Rudowłosa dziewczynka od dłuższego czasu wyglądała przez
okno, siedząc niedbale na parapecie i wspierając łokcie na chudych kolanach.
Pogoda na zewnątrz jawiła się obiecująco. Słońce świeciło niesamowicie jasno,
tafla jeziora nęciła swoim błękitem, a zielone błonia wręcz zachęcały do
spaceru.
Czym
jednak były te uciechy, kiedy nie miała ich z kim dzielić?
Pierwsze
tygodnie Ginny w Hogwarcie przebiegały w sposób niewątpliwie daleki od
doskonałości. Całkiem inaczej wyobrażała sobie początek swojej przygody w szkole
pełnej magii, gdy snuła plany i marzenia w bezpiecznym zaciszu Nory i wyczekiwała
z niecierpliwością na upragniony list.
Przede
wszystkim liczyła na to, że będzie miała więcej przyjaciół. A dla uściślenia – jakichkolwiek przyjaciół. Trafiła do
Gryffindoru, tak jak cała jej liczna rodzina przed nią, a dormitorium dzieliła
z dwiema dziewczynkami – Vicky Frobisher oraz Demelzą Robins. Do tej pory nie
nawiązała jednak z nimi bliższych relacji i nic nie zapowiadało, by miało to
ulec zmianie.
Żadna z
nich nie nosiła szat z drugiej ręki ani nie miała rudych, odznaczających się
włosów. Te znaczące różnice podpowiadały Ginny, że raczej nie mogłyby jej polubić.
Z tego też powodu nawet nie próbowała się do nich zbliżać.
Jedyny
zażyły kontakt utrzymywała z Tomem, którego mogła uznać za swojego jedynego
przyjaciela. Podczas wakacji odkryła, że
przez fortunną pomyłkę znalazła się w posiadaniu nie byle jakiego dziennika. W
jego środku znajdowało się wspomnienie chłopca, który był jego właścicielem
pięćdziesiąt lat temu. W krótkim czasie stał się jej niezwykle wyrozumiałym
powiernikiem, który zawsze był gotowy wysłuchać jej problemów i udzielić cennych
rad.
Ścisnęła
mocniej okładkę małej książeczki, która znajdowała się w jej rękach. To był jej
największy skarb. Nie wyobrażała sobie dzielić się z kimkolwiek tą tajemnicą. W
głębi duszy czuła, że musi ukrywać istnienie Toma przed światem. Dzięki niemu
nie była samotna w tym wielkim, nieznanym zamku.
Zeskoczyła
z parapetu i mijając śpiące współlokatorki, wyszła z pokoju. Było jeszcze za
wcześnie na śniadanie, więc postanowiła wcielić w życie plan o porannym
spacerze z przyjacielem.
Na
dworze dało się czuć chłód nadchodzącej jesieni. Okryła się szczelniej szatą i
ruszyła udeptaną ścieżką wzdłuż jeziora, zatrzymując się przy większym
kamieniu, by spocząć w jego cieniu. Wyciągnęła dziennik, czując niecierpliwe
oczekiwanie. Mimo że pisała z Tomem od wakacji, wciąż nie mogła powstrzymać dreszczu
ekscytacji, w momencie kiedy atrament wsiąkał w pergamin, a na jego miejscu
pojawiały się nowe litery, jakby pisane niewidzialną ręką w powietrzu.
– Witaj,
Tom. Błonia o poranku są takie piękne. Jestem aktualnie na spacerze, siedzę nad
jeziorem. Słońce przyjemnie ogrzewa twarz, mimo że powietrze jest nieco
chłodne.
– Witaj, droga Ginny. Również
uwielbiałem samotne spacery, kiedy chodziłem do Hogwartu. Z dala od zgiełku
ludzi, gdzie można było spokojnie pomyśleć.
–
Miałeś jakieś swoje sekretne miejsce?
– Och tak, Ginny. Może kiedyś ci je
pokażę. Jak będę pewien, że nikomu go nie zdradzisz.
–
Ależ mi możesz ufać, Tom!
– Skoro tak mówisz, Ginny.
Ginny
uśmiechnęła się do siebie i westchnęła. Tom wiele opowiadał jej o Hogwarcie.
Lubiła myśleć o nim jako o swoim osobistym przewodniku. Dzięki niemu poznawała
tereny szkoły w znacznie szybszy sposób niż reszta pierwszoroczniaków. Miło
było mieć nad nimi jakąś przewagę. Może i nie posiadała najlepszej szaty ani
nowych książek, miała za to dostęp do wiedzy Toma, która w wielu momentach
okazała się nieoceniona. Dzięki niemu już parę razy udało jej się
niepostrzeżenie wymknąć z zamku i nie narazić na szlaban u woźnego Filcha.
Gdy
słońce już wzbiło się wysoko ponad horyzont, zdała sobie sprawę, że zbliża się pora śniadaniowa i musi
wracać do zamku. Obdarzyła ostatnim spojrzeniem spokojne jezioro, pożegnała się
z Tomem i zatrzasnęła dziennik, po czym włożyła go głęboko do torby.
Kiedy
weszła do wielkiej Sali, zauważyła, że przy stole Gryfonów znajduje się już
część uczniów. Wśród nich był jej brat Ron wraz z Hermioną Granger i Harrym
Potterem. Dyskutowali o czymś z przejęciem, pochylając ku sobie głowy. Ginny
oblała się rumieńcem na widok czarnowłosego chłopaka. Nie mogła nic na to
poradzić, ale Harry był bardzo sławny wśród czarodziejów. Jako zaledwie roczny
chłopiec pokonał największego czarnoksiężnika wszechczasów, tak strasznego, że
nawet po dziś dzień nie wymawiano jego imienia. Jego obecność powodowała u niej
żenujące napady nieśmiałości. Bardzo próbowała zapanować nad reakcjami swojego
ciała, do tej pory odnosiło to jednak marny skutek.
W
momencie, gdy usiadła niedaleko nich, od razu ucięli swoją rozmowę i zwrócili
głowy w jej kierunku.
Ginny
poczuła, jak tym razem płoną nawet jej uszy.
– Cześć
– bąknęła, po czym drżącą ręką sięgnęła po tost.
– Cześć
– odparli, nadal nie wracając do poprzedniej rozmowy.
– To
może ja… pójdę do biblioteki – powiedziała Hermiona, znacząco spoglądając na
chłopców. – Miło cię widzieć, Ginny.
Po czym
chwyciła torbę i nim się spostrzegli, już jej nie było. Wraz z jej odejściem
nastała niezręczna cisza.
– Jak ci
się podoba w Hogwarcie, Ginny? – zapytał po chwili Harry, a jej tost prawie
wylądował jej na kolanach.
– Mhm –
to jedyne, co zdołała wypowiedzieć poprzez pełne usta. Miała wrażenie, że zaraz
zapadnie się pod ziemię.
–
Ginny, nie udław się – tuż za jej plecami nagle rozległ się głos George’a, a
Fred poklepał ją mocno po plecach. Ginny zakrztusiła się i łzy napłynęły jej do
oczu. Jeśli wcześniej nie czuła się upokorzona, z pewnością czuła się tak
teraz.
Wymamrotała
coś o łazience i pospiesznie wybiegła z Sali, czując jakby cały świat zaprzysiągł
się przeciwko niej.
*
– Tom?
Czy czułeś się kiedyś gorszy od innych?
– Nie jesteś gorsza od innych, Ginny.
Jesteś wyjątkowa.
–
No nie wiem, Tom. Wszystko co mam, jest z drugiej ręki. Nie potrafię nawet
normalnie porozmawiać z chłopakiem, który mi się podoba. Moi bracia żartują
sobie ze mnie. Jestem całkiem sama. Nie wyróżniam się niczym specjalnym.
– Nie liczy się to, co masz na sobie, a
to co masz w głowie. Jesteś bystra i mądra. To coś, czego nie kupisz za
pieniądze. I nie jesteś sama, Ginny. Masz mnie.
*
Nim się
spostrzegła, nastąpił koniec października. Było słoneczne południe, a Ginny spieszyła
się na swoje ostatnie już tego dnia zajęcia – transmutację, gdy nagle poczuła
jak zderza się z czymś twardym i traci grunt pod nogami, uderzając boleśnie o
marmurową posadzkę.
– Auć! –
wykrzyknęła, powoli wstając i otrzepując szatę, kiedy w jej głowie przestało
wirować. Uniosła wzrok i napotkała spojrzenie czarnoskórego chłopaka w podobnym
jej wieku, który tak jak ona, powoli unosił się z ziemi. Marszczył groźnie
czoło i patrzył na Ginny złowrogo, jakby właśnie zrobiła mu coś
niewybaczalnego. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła plakietkę jego domu. Ślizgon. Pięknie. Całkiem niedawno
słyszała jak któryś z nich żartuje sobie z jej rudych włosów i piegów na nosie.
– Ślepa
jesteś czy co? – wysyczał, a przez chwilę w głowie Ginny pojawiła się zabawna
myśl, że zrobił to, gdyż był wężem. Zaśmiała się mimowolnie, szybko zakrywając
usta. Chłopak zwęził niebezpiecznie oczy, co wcale nie pomogło jego sytuacji.
Teraz przypominał węża jeszcze bardziej. Nie miała pojęcia dlaczego, ale w
ogóle się go nie bała. Zresztą co mógłby jej zrobić? Zdążyła się już
przyzwyczaić do upokorzeń.
– Z
czego się tak śmiejesz? – zapytał, mocno marszcząc czoło. Zapewne fakt, że
śmieje się z niego dziewczyna ze znienawidzonego przez Ślizgonów Gryffindoru,
było dla niego nie lada upokorzeniem. – Zresztą nie obchodzi mnie, co tam sobie
o mnie myślisz, plugawa Gryfonko – dodał, gorączkowo zbierając książki, które
pod wpływem zderzenia wypadły mu z torby.
To
momentalnie otrzeźwiło Ginny. Nie fakt, że ją przed chwilą obraził, ale to, że
jej książki również wypadły z torby, w tym jej dziennik.
Książeczkę
zauważyła niemal natychmiast, leżącą nieopodal Ślizgona. Chwyciła ją pospiesznie
i włożyła bezpiecznie do swojej torby. Oddychając z ulgą, pozbierała resztę
swoich rzeczy i odwróciła się szybko, mając zamiar odejść jak najprędzej i jak najdalej.
Ukradkiem spojrzała ostatni raz na naburmuszonego chłopaka, który właśnie
zamierzał zrobić to samo, i nie mogąc się powstrzymać, zawołała na pożegnanie:
– Pa,
Wężu!
Po czym
pobiegła ile sił w nogach, z oddali słysząc jego wysyczane przekleństwa.
Uśmiechnęła się pod nosem.
Mina
jednak jej bardzo mocno zrzedła, gdy wieczorem, jak co dnia, otworzyła dziennik
w celu zdania relacji z całego dnia Tomowi. Dziennik był zapisany, i to dość
obszernie. A to niestety znaczyło, że na pewno nie należał do niej, gdyż jej
własny miał tę wspaniałą cechę, że każde zdanie, które w nim zapisała, wsiąkało
w stronnice już na zawsze, zabierając swój sekret do grobu.
Ginny
poczuła nagły przypływ gorąca ogarniający jej ciało, a jej oddech przyspieszył.
Przez pierwsze parę długich sekund czuła paraliżujące przerażenie i szok,
jednak uczucia te szybko przerodziły się w czystą wściekłość. Bez zastanowienia
rzuciła przez pokój fałszywym dziennikiem, co wywołało okrzyk oburzenia ze
strony jej współlokatorek. Wstała szybko i go podniosła, po czym opuściła z
impetem dormitorium, a następnie wieżę Gryffindoru, nie zatrzymując się, dopóty
nie znalazła się w lochach. W miarę jak biegła przez puste już o tej porze
korytarze, emocje powoli ją opuszczały, a w głowie pojawiła się niepewność.
Gdzie konkretnie znajdowało się dormitorium Ślizgonów? Co, jeśli chłopak
właśnie odkrył prawdziwe właściwości dziennika? Czy Tom polubi go bardziej od
niej? Co wtedy stanie się z jej jedynym przyjacielem?
Poczuła
jak pod jej powiekami wzbierają się gorące łzy.
Ach, ten przeklęty, głupi Wąż! I jak on
na Merlina, w ogóle się nazywa!
Wszystko
objawiało jej się w czarnych barwach, kiedy smętnie chodziła bez celu po
pustych korytarzach, na darmo szukając jakiejkolwiek wskazówki dotyczącej
lokalizacji Pokoju Wspólnego Slytherinu. Pokonana, po jakiejś godzinie bezowocnych
poszukiwań, udała się z powrotem do wieży Gryffindoru. Była tak zaaferowana
faktem zgubienia dziennika, że zupełnie zapomniała, która jest godzina. Podskoczyła
więc z przerażenia, gdy usłyszała nagle ostry głos starszego brata dochodzący z
końca pokoju.
– Gdzie
ty się szwendasz, młoda damo? – zażądał wyjaśnień Percy, purpurowy na twarzy,
patrząc na nią jakby właśnie zbiegła z Azkabanu. – Zdajesz sobie sprawę, która
jest godzina?
Ginny
jęknęła w duchu. Jeszcze tylko brakowało jej prefekta Percy’ego, dającego jej
wykłady. Była to chyba ostatnia rzecz, na jaką miała w tej chwili ochotę.
Spojrzała
na brata z niechęcią i w danej chwili ją olśniło.
– Percy,
przepraszam – zaczęła smutno, udając skruchę i patrząc na niego spod rzęs, co
zdawało się zawsze działać na męską część jej rodziny. Widzieli wtedy w niej
małe niewiniątko. – Czasem zdarza mi się jeszcze gubić w tym wielkim zamku.
Czemu akurat mamy Pokój Wspólny w wieży? Musimy przejść tyle pięter, żeby
znaleźć się tutaj… słyszałam, że Puchoni i Ślizgoni schodzą tylko piętro niżej
poniżej parteru…
– Nie
zamieniłbym się w życiu z żadnym Puchonem a już tym bardziej Ślizgonem, jeśli
chodzi o miejsce naszego domu – obruszył się chłopak, patrząc na nią z ukosa. –
Powinnaś być dumna, że jesteś Gryfonką – dodał.
– Ależ
Percy jestem, wiesz, że nie o to mi chodzi – zaperzyła się, a na jej twarzy
zakwitł rumieniec. – Ty pewnie wiesz, jako prefekt oczywiście… gdzie znajdują
się inne domy, prawda? – zapytała, wyginając palce. – Podobno Ślizgoni
mieszkają tuż pod jeziorem.
Chłopak
prychnął.
– W
obślizgłych lochach, pod jeziorem, to prawda. Gdzie dokładnie, tego nie wiem,
podobno drzwi objawiają się tylko Ślizgonom – odparł. – A czemu cię to tak
interesuje?
Ginny
uniosła brew.
– A
czemu nie? Sam mówiłeś, że dzięki wiedzy możemy osiągnąć wiele.
Percy
pokręcił głową, jakby nie dowierzał, że jest jego siostrą.
– Powiedzmy,
że nie chcę za bardzo wiedzieć, po co ci wiedza odnośnie lokalizacji Pokoju
Wspólnego Slytherinu, ale mam nadzieję,
że to tylko ciekawość. Idź już spać, siostro, dobranoc – pokiwał jej palcem. –
I nie łaź już nigdzie więcej, bo przyrzekam, dowiem się, i jutro z rana już
będzie wiedziała o tym matka – zagroził.
– Jasne
– odparła.
Ginny pospiesznie podreptała do swojego
dormitorium, przeszła na palcach przez pokój, by nie budzić śpiących już
współlokatorek, po czym zaszyła się w swoim łóżku, zaciągając za sobą szczelnie
kotary.
Pomimo
złożonej przed chwilą obietnicy, nie miała najmniejszej ochoty kłaść się spać.
Zamiast tego, wzięła dziennik w ręce i otworzyła go, planując dokładnie go
przestudiować. Poznać wroga,
przemknęło jej przez myśl.
Dopiero
teraz, kiedy poświęciła odpowiednią ilość czasu na przyjrzenie się dziennikowi,
zauważyła, że nie jest on identyczny, co ten, który należał do niej. Co prawda,
również posiadał lekko zniszczoną, brązową okładkę, jednak nieznacznie różnił
się jej odcieniem. Brzegi natomiast zdobiły delikatne, pozłacane wzory.
Dziewczynka otworzyła dziennik i uważnie przeczytała pierwszą stronę, by poznać
tożsamość jej złodzieja.
Własność Blaise’a Zabiniego
Jeżeli więc nie jesteś Blaisem Zabinim,
radzę odłożyć ten dziennik.
Ginny
prychnęła na to ostrzeżenie, po czym momentalnie zaczęła wertować kartki,
szukając czegoś interesującego. Dziennik nie był zbyt obszernie zapisany, tak
jak jej się na początku wydawało. Stwierdziła, że przeczyta całość i nie
zwlekając ani chwili, zagłębiła się w lekturze. Ślizgon głównie opisywał dni
spędzane w swojej posiadłości, które składały się z wielu sztywnych spotkań (na
które bardzo narzekał). W pewnym momencie zaczęła nawet mu współczuć – ona w
Norze oprócz obowiązków domowych czas spędzała głównie na zabawie,
przekomarzaniu z rodzeństwem i rodzinnych posiłkach, którym towarzyszyło
mnóstwo śmiechu. Nawet odgnamianie ogrodu wydało jej się nagle atrakcyjne, gdy chłopiec
wspominał, jak spędzał samotne wieczory ze swoim skrzatem domowym i książką w
dłoni.
Dopiero,
gdy Blaise zaczął skupiać się na czasie, w którym był już w Hogwarcie, Ginny
ogarnęło żywe zainteresowanie. Liczyła, że być może dowie się czegoś cennego o
Ślizgonach, a może nawet o jej znajomych. Zamiast tego trafiła na inny, dość
interesujący fragment, który zdradzał o Blaisie pewnie więcej, niż chciał.
Grudzień, 24, 1991
Vito Perez. Kolejny idiota, który dał
się omamić matce. Oczywiście, że spodziewałem się, że będę miał kolejnego
ojczyma… Po prostu nie spodziewałem się, że stanie się to akurat teraz. Wracam
po raz pierwszy z Hogwartu na święta i czas ten spędzę na kolejnym ślubie
matki. Już czwartym z kolei, o ile się nie mylę? I teraz poznam kolejnego
„tatę”, który pewnie za parę lat też umrze, jak to już oni wszyscy mają w
zwyczaju. Zastanawiam się, czy jest w ogóle sens się przywiązywać? Nie wiem,
czy to matka ma takiego pecha do mężów, czy właśnie szczęście. Szczęście, bo każdy
zostawia nam ogromną sumę pieniędzy oraz sporo posiadłości.
Eh, matka mnie nawołuje. Czas poznać
pana Pereza. Czy jeśli wyfrunę przez okno na miotle ktoś się zorientuje?
Ginny
nie mogła przestać wytrzeszczać szeroko oczu, czytając całe to wspomnienie.
Fakt, że matka Blaise’a miała już czwartego męża i to w tak krótkim czasie, a
każdy z nich, każdy jeden – umarł,
spowodował, że przez jej ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Ginny pomyślała,
że już woli być biedna i mieć jednego, ukochanego ojca, niż tak jak Blaise –
fortunę i przypadkowych nieznajomych każdego wigilijnego wieczoru.
Jak
bardzo zszokowana nie była, nie mogła absolutnie przewidzieć, że to co
przeczyta parę stron dalej, wstrząśnie nią bardziej.
Sierpień, 22, 1992
Nie mogę w to uwierzyć. Nienawidzę
mojej matki. Jak ona mogła coś takiego przede mną zataić? Jak mogła
okłamywać mnie przez całe życie? Wszystko, czego do tej pory doświadczyłem,
całe moje życie, było jednym wielkim kłamstwem. Wartości, w których mnie wychowała…
Równie dobrze mogłem się nie urodzić. Dlaczego musiała akurat mnie, spłodzić z…
nawet nie mogę o tym myśleć. Reszta jej mężów jest już dokładnie
wyselekcjonowana, czystokrwista... taka, jaki ja nigdy już nie będę. Nikt NIGDY
nie może się o tym dowiedzieć, bo inaczej jestem skończony.
Ta
rewelacja całkiem zwaliła ją z nóg. Ha!
Ginny uniosła pięść w górę, wydając okrzyk, po czym przypominając sobie, która
jest godzina, szybko zasłoniła usta. To była bezcenna informacja, o której
wiedziała teraz tylko ona.
Blaise jest półkrwi… A wszyscy jego przyjaciele
odrzuciliby go w momencie, gdyby tylko się dowiedzieli.
Nie była
jednak głupia i wcale nie zamierzała dawać do zrozumienia Ślizgonowi, że
poznała jego największy sekret. Co to, to nie. Jej czas w Hogwarcie dopiero się
zaczynał, a ona czuła, że ta informacja bardzo jej się kiedyś przyda do
osiągnięciu pewnych celów. Po raz pierwszy, odkąd przybyła do Hogwartu, czuła
jak rozpiera ją energia.
Wąż
będzie tańczył tak, jak ona mu zagra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz