czwartek, 28 maja 2020





Rozdział 2. Lisica i Wąż

Blaise bardzo starał się przełknąć chociaż trochę owsianki, jednak czuł, jak panika przejmuje kontrolę nad jego ciałem.

Ktoś miał jego dziennik, w którym jak ostatni głupiec opisał swoje najskrytsze tajemnice i nawet do głowy mu nie przyszło, by zabezpieczyć go podstawowymi zaklęciami ochronnymi.  Jego brak zauważył dopiero nad ranem, kiedy wkładał potrzebne mu książki na dzisiejsze zajęcia do torby. Zamiast niego znalazł jakiś pusty, obdarty egzemplarz, mający imitować oryginał.

Ta głupia ruda dziewucha, olśniło go nagle. To ona musiała mu go ukraść, gdy zderzyli się na korytarzu. Na samą myśl, że właśnie w tej chwili czyta jego sekrety, robiło mu się słabo. Już dziś zapewne będzie wiedziała o tym cała szkoła.

Ten rok zaczynał się po prostu wspaniale.

– Blaise, co ty taki spięty? – spytała Pansy, przyglądając mu się badawczo. – Nie mów tylko, że boisz się dziedzica Slytherina, o którym wczoraj opowiadał nam Draco – zaśmiała się. – Doskonale wiesz, że to bajki, a nawet jeśli okaże się to prawdą… nas, czystokrwistych to absolutnie nie dotyczy.

Twarz Blaise’a wykrzywił grymas.

– Przestań się wygłupiać Pansy – odrzekł pogardliwym tonem, odzyskując szybko rezon. Dziewczyna zachichotała. – Wiadomo, że zagrożone są tylko szlamy.

Wczoraj wieczorem jak to już było w zwyczaju, Draco Malfoy zebrał swoją świtę i zaczął przechwalać się swoją drogocenną wiedzą o rzeczach, o których nie powinien wiedzieć, ale wie, ponieważ nie ma ciekawszego zajęcia w domu niż podsłuchiwanie swojego ojca. Tym razem podzielił się z nimi historią o wielkim dziedzicu Salazara Slytherina, który ma niby pojawić się w tym w roku w Hogwarcie i uwolnić przerażającą Bestię, której celem będzie przywrócenie raz na zawsze porządku, jaki powinien panować w szkole. Oznaczało to pozbycie się wszystkich uczniów nieurodzonych w magicznej rodzinie. Cała ta opowieść brzmiała dla Blaise’a za bardzo jak legenda, by się nią przejąć, aczkolwiek reszta Ślizgonów ślepo zawierzyła Malfoyowi, wdając się w ożywioną dyskusję na temat czystości krwi (co było już prawdopodobnie najbardziej przewałkowanym przez nich tematem, jednak nikogo to nie powstrzymywało).

Pansy poklepała Blaise’a delikatnie po ramieniu, powodując, że wyrwał się z własnych myśli.

– Osobiście myślę, że półmugolaki też na to zasługują – stwierdziła ze słodkim uśmiechem, świdrując go wzrokiem. – A ty co myślisz?

Chłopak zdawał sobie sprawę, że za tą pozornie przyjacielską pogaduszką kryje się coś więcej. Jego status krwi, z racji na liczne małżeństwa jego matki, był dość nieodgadniony. Pansy jak wąż, czekała, by ukąsić w najmniej spodziewanym momencie.

– Sam fakt, że ktoś ma jakiegoś mugola w rodzinie, nieważne z jakiej strony, jest upokarzający i absolutnie obrzydliwy – odparł, myśląc o tym, jak upokarzająca i absolutnie obrzydliwa by była jego sytuacja, gdyby ktoś dowiedział się, że jego ojciec był mugolem.

Ta odpowiedź wydała się usatysfakcjonować dziewczynę, bo zaśmiała się piskliwie i dała mu już spokój. Blaise pospiesznie skończył śniadanie i odszedł od stołu, wnikliwie lustrując miejsce, w którym siedzieli Gryfoni. Niestety nie udało mu się dojrzeć rudej czupryny złodziejki, której rozpaczliwie szukał. Zamiast tego naliczył aż czterech Weasleyów. Wyszedł powoli na korytarz, nie przestając się rozglądać. Znajdował się już kilka metrów od wejścia do Wielkiej Sali, gdy w jego głowie pojawiła się pewna myśl.

Zaraz, czy Weasleyowie nie mieli siostry? Czy to możliwe, że jego wrogiem numer jeden stała się…

Bach!

Po raz drugi w stosunkowo krótkim czasie, Blaise wylądował na ziemi.

– To ty! – wykrzyknęła postać, która na niego wpadła. Blaise wytrzeszczył ze zdziwienia oczy, widząc rudowłosą dziewczynkę ściskającą przy piersi jego dziennik.

Jego dziennik!

– Oddawaj to, złodziejko! – zażądał natychmiast, wyciągając rękę i próbując go jej wyrwać. Dziewczyna jednak uchyliła się, wykazując się zaskakująco szybką reakcją.

– Najpierw ty oddaj mi mój – wysapała, mrużąc groźnie oczy.

– Ten pusty, nic nie warty dziennik? Kup sobie nowy, chyba że cię nie st…

Nie dokończył, bo po chwili poczuł, jak coś uderza go mocno w ramię, po czym chwyta za ucho.

– Hej! – wykrzyknął, zszokowany jej siłą i bezpośredniością. – Oszalałaś?!

– Mam w domu sześciu braci, mogę tak cały dzień – zagroziła, wzmacniając uścisk. Blaise miał wrażenie, że jak nie przerwie, odpadnie mu ucho. – To jak?! Oddasz mi mój dziennik?

– Okej, okej! – zgodził się szybko, byleby tylko go puściła. Zrobiła to raczej niechętnie i chłopak od razu zaczął rozmasowywać obolałe ucho, patrząc na nią z urazą. – Jesteś psychiczna – stwierdził.

Dziewczynka nie odpowiedziała nic, tylko wpatrywała się w niego oczekująco, oddychając szybko. Blaise zauważył, że jej oczy są intensywnie brązowe, prawie czarne, a jej twarz obficie usiana piegami. Głowę otaczały wściekle rude włosy, które opadały jej luźno na ramiona. Nie wiedząc czemu, skojarzyła mu się z lisicą. Chytrą, rudą lisicą, przez którą zaraz straci ostatnie resztki swojej cierpliwości.

– Zrobimy tak – zaczął, zaciskając pięści ze złości. Czemu ona nie mogła zachowywać się jak cywilizowana osoba? – Dasz mi dziennik, a ja pójdę zaraz do dormitorium i przyniosę ci twój.

Rudowłosa prychnęła niczym rozjuszona kotka i jednym susem zbliżyła się do niego. Blaise’owi wydawało się, że przez chwilę błysnęły jej białe zęby, jakby chciała na niego warknąć.

– Słuchaj, Zabini – w istocie warknęła. Chłopaka oblał zimny pot. Wiedziała jak się nazywa. – Och, na Merlina, nie rób takiej miny! Nie czytałam, co ty tam nawypisywałeś – żachnęła się, widząc jak pobladł. – Ale jak w tej chwili mnie nie zaprowadzisz do mojej własności, to przysięgam, że to zaraz zrobię!

Blaise zrobił się nagle podejrzliwy.

– Skąd mam mieć pewność, że nie czytałaś? – zapytał, zakładając ręce na piersi. – Właśnie udowodniłaś, że wiesz, jak się nazywam.

– A jak niby miałam się nie dowiedzieć, kiedy myślałam, że to mój dziennik, idioto? To oczywiste, że pierwszą stronę musiałam przeczytać, by to stwierdzić!

– A reszta? Czytałaś? – nie dawał za wygraną.

– Nie.

– Nic a nic?

– Nic a nic. Myślisz, że interesuje mnie życie napuszonego Ślizgona?

Blaise zrobił oburzoną minę, a dziewczyna zaśmiała się.

– No dalej, Wężu, nie mam całego dnia – powiedziała, po czym pociągnęła go za rękaw szaty i szybkim krokiem udali się w stronę lochów, uważając po drodze, by nikt ich nie zauważył.

Gdy Blaise wyszedł z Pokoju Wspólnego trzymając dziennik Ginny, przyszła pora, by i ją ogarnęła niepewność.

– Ja już mówiłam, że nie czytałam niczego, ale czy ty możesz obiecać mi to samo? – spytała cicho, a chłopak uniósł wysoko brwi.

– O czym ty mówisz? Przecież ten dziennik jest pusty – odrzekł zdezorientowany i spojrzał na nią jak na wariatkę.

Ginny odetchnęła z ulgą i rozluźniła się. Blaise jednak wciąż się jej przyglądał, marszcząc czoło. Coś mu w tej dziewczynie nie pasowało. I nie chodziło zupełnie o to, że była Gryfonką, a w dodatku Weasleyówną, o których istniała powszechna opinia, że są szalonymi zdrajcami krwi i miłośnikami mugoli.

Ukrywała coś, jakąś mroczną tajemnicę, którą próbowała desperacko chronić. O ukrywaniu Zabini wiedział akurat wiele, więc przejrzał jej dziwne zachowanie na wylot.

Wyciągnął niepewnie rękę z dziennikiem w jej stronę, a ona zrobiła to samo. Przez dłuższą chwilę mierzyli się uważnymi spojrzeniami. Blaise’a nagle naszła myśl, by pod żadnym pozorem nie oddawać jej tego dziennika. Wyczuwał w nim jakąś przyciągającą, mroczną energię, którą czasem zdarzało mu się odczuwać w tajemnych komnatach jego matki, do których nie wolno mu się było zapuszczać. Magnetyzujące, zaborcze oczy dziewczyny przewiercały go na wylot, tylko utwierdzając go w przekonaniu, że ona czuje to samo. Jego ręka zaczęła drżeć, kiedy przypomniał sobie, że absolutnie nie może pozwolić, by z kolei jego dziennik pozostał w jej rękach.

Może i mówiła prawdę, a może i kłamała odnośnie tego, czy go czytała. Wiedział jedno – jeśli on nie zwróci jej własności, będzie wściekła i nie będzie miała żadnych powodów, by zachowywać jego sekret.

Po chwili, która trwała niczym wieczność, wymienili się dziennikami. Momentalnie oboje przycisnęli je do piersi, w obawie, że druga osoba będzie chciała im je wyrwać.

 

*

 

Ginny poczuła przyjemny chłód rozlewający się po jej ciele, kiedy jej dłoń zacisnęła się na krańcach okładki. Jej serce zaczęło bić w uspokajająco wolnym, mechanicznym rytmie, a ona wiedziała już, że odzyskała przyjaciela. Przez dosłownie sekundę zastanowiła się, czemu nagle cała energia, która w niej buzowała przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, przygasa, ale myśli te szybko rozpłynęły się w nicość. Z zamyślenia wyrwał ją głośny okrzyk.

– Ginny?!

Obejrzała się, zauważając Percy’ego na końcu korytarza. Szybkim krokiem zmierzał w ich stronę.

– Co ty tutaj robisz?

Dziewczyna spojrzała na niego tępo. Co ona tu robiła? Nie była w stanie skupić żadnej myśli, jedyne co zaprzątało jej umysł to usilne pragnienie, by w końcu napisać do Toma.

– Zgubiła się i właśnie pytała mnie o drogę – jakby z oddali usłyszała głos Zabiniego.

Przytaknęła tylko głową i obdarzyła Ślizgona przelotnym spojrzeniem, po czym ruszyła w kierunku brata.

– Ginny…? – Percy patrzył na nią ze zmartwioną miną. – Niewyraźnie wyglądasz. To pewnie przez to ciągłe zimno panujące w zamku… Jak tylko dotrzemy na miejsce, dam ci trochę eliksiru pieprzowego…

Objął ją ramieniem i zaczął prowadzić w kierunku Wieży Gryffindoru, a ona nie mogła doczekać się, gdy znajdzie się sam na sam z dziennikiem.

 

*

 

Oddalającej się parze w ciszy przyglądał się Blaise Zabini. Wciąż przetwarzał dziwne zdarzenie, którego był świadkiem – tuż przed jego oczami energiczna, wygadana dziewczyna, w ciągu kilku sekund stała się nieobecna i spokojna, jakby znalazła się w zupełnie innym świecie. Chłopak poczuł dziwne wyrzuty sumienia, że oddał jej ten dziennik. Miał co do niego złe przeczucia.

Ale kim on dla niej był? Przecież miała czterech braci.

Nie, on nie mógł się w to angażować. Był Ślizgonem, który gardził zdrajcami krwi, jakimi są Weasleyowie. Jego priorytetem było przede wszystkim dopilnowanie, by jego własny sekret nie wyszedł na jaw.

Jednakże gdy wrócił do dormitorium i  leżał, wpatrując się w baldachim swojego łóżka, przed jego oczami wciąż pojawiał się obraz rudowłosej dziewczynki o ciemnych, bystrych oczach, które zaściela niewidoczna mgła. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

OBSERWATORZY