
Blaise bardzo starał się przełknąć chociaż trochę owsianki,
jednak czuł, jak panika przejmuje kontrolę nad jego ciałem.
Ktoś
miał jego dziennik, w którym jak ostatni głupiec opisał swoje najskrytsze
tajemnice i nawet do głowy mu nie przyszło, by zabezpieczyć go podstawowymi
zaklęciami ochronnymi. Jego brak
zauważył dopiero nad ranem, kiedy wkładał potrzebne mu książki na dzisiejsze
zajęcia do torby. Zamiast niego znalazł jakiś pusty, obdarty egzemplarz, mający
imitować oryginał.
Ta głupia ruda dziewucha, olśniło go nagle. To ona musiała mu go
ukraść, gdy zderzyli się na korytarzu. Na samą myśl, że właśnie w tej chwili
czyta jego sekrety, robiło mu się słabo. Już dziś zapewne będzie wiedziała o
tym cała szkoła.
Ten rok
zaczynał się po prostu wspaniale.
–
Blaise, co ty taki spięty? – spytała Pansy, przyglądając mu się badawczo. – Nie
mów tylko, że boisz się dziedzica Slytherina, o którym wczoraj opowiadał nam
Draco – zaśmiała się. – Doskonale wiesz, że to bajki, a nawet jeśli okaże się
to prawdą… nas, czystokrwistych to absolutnie nie dotyczy.
Twarz
Blaise’a wykrzywił grymas.
–
Przestań się wygłupiać Pansy – odrzekł pogardliwym tonem, odzyskując szybko
rezon. Dziewczyna zachichotała. – Wiadomo, że zagrożone są tylko szlamy.
Wczoraj
wieczorem jak to już było w zwyczaju, Draco Malfoy zebrał swoją świtę i zaczął
przechwalać się swoją drogocenną wiedzą o rzeczach, o których nie powinien
wiedzieć, ale wie, ponieważ nie ma ciekawszego zajęcia w domu niż podsłuchiwanie
swojego ojca. Tym razem podzielił się z nimi historią o wielkim dziedzicu
Salazara Slytherina, który ma niby pojawić się w tym w roku w Hogwarcie i
uwolnić przerażającą Bestię, której celem będzie przywrócenie raz na zawsze
porządku, jaki powinien panować w szkole. Oznaczało to pozbycie się wszystkich
uczniów nieurodzonych w magicznej rodzinie. Cała ta opowieść brzmiała dla
Blaise’a za bardzo jak legenda, by się nią przejąć, aczkolwiek reszta Ślizgonów
ślepo zawierzyła Malfoyowi, wdając się w ożywioną dyskusję na temat czystości
krwi (co było już prawdopodobnie najbardziej przewałkowanym przez nich tematem,
jednak nikogo to nie powstrzymywało).
Pansy
poklepała Blaise’a delikatnie po ramieniu, powodując, że wyrwał się z własnych
myśli.
–
Osobiście myślę, że półmugolaki też na to zasługują – stwierdziła ze słodkim
uśmiechem, świdrując go wzrokiem. – A ty co myślisz?
Chłopak
zdawał sobie sprawę, że za tą pozornie przyjacielską pogaduszką kryje się coś
więcej. Jego status krwi, z racji na liczne małżeństwa jego matki, był dość
nieodgadniony. Pansy jak wąż, czekała, by ukąsić w najmniej spodziewanym
momencie.
– Sam
fakt, że ktoś ma jakiegoś mugola w rodzinie, nieważne z jakiej strony, jest
upokarzający i absolutnie obrzydliwy – odparł, myśląc o tym, jak upokarzająca i
absolutnie obrzydliwa by była jego sytuacja, gdyby ktoś dowiedział się, że jego
ojciec był mugolem.
Ta
odpowiedź wydała się usatysfakcjonować dziewczynę, bo zaśmiała się piskliwie i
dała mu już spokój. Blaise pospiesznie skończył śniadanie i odszedł od stołu,
wnikliwie lustrując miejsce, w którym siedzieli Gryfoni. Niestety nie udało mu
się dojrzeć rudej czupryny złodziejki, której rozpaczliwie szukał. Zamiast tego
naliczył aż czterech Weasleyów. Wyszedł powoli na korytarz, nie przestając się
rozglądać. Znajdował się już kilka metrów od wejścia do Wielkiej Sali, gdy w
jego głowie pojawiła się pewna myśl.
Zaraz, czy Weasleyowie nie mieli
siostry? Czy to możliwe, że jego wrogiem numer jeden stała się…
Bach!
Po raz
drugi w stosunkowo krótkim czasie, Blaise wylądował na ziemi.
– To ty!
– wykrzyknęła postać, która na niego wpadła. Blaise wytrzeszczył ze zdziwienia
oczy, widząc rudowłosą dziewczynkę ściskającą przy piersi jego dziennik.
Jego dziennik!
–
Oddawaj to, złodziejko! – zażądał natychmiast, wyciągając rękę i próbując go
jej wyrwać. Dziewczyna jednak uchyliła się, wykazując się zaskakująco szybką
reakcją.
–
Najpierw ty oddaj mi mój – wysapała, mrużąc groźnie oczy.
– Ten
pusty, nic nie warty dziennik? Kup sobie nowy, chyba że cię nie st…
Nie dokończył,
bo po chwili poczuł, jak coś uderza go mocno w ramię, po czym chwyta za ucho.
– Hej! –
wykrzyknął, zszokowany jej siłą i bezpośredniością. – Oszalałaś?!
– Mam w
domu sześciu braci, mogę tak cały dzień – zagroziła, wzmacniając uścisk. Blaise
miał wrażenie, że jak nie przerwie, odpadnie mu ucho. – To jak?! Oddasz mi mój
dziennik?
– Okej,
okej! – zgodził się szybko, byleby tylko go puściła. Zrobiła to raczej
niechętnie i chłopak od razu zaczął rozmasowywać obolałe ucho, patrząc na nią z
urazą. – Jesteś psychiczna – stwierdził.
Dziewczynka
nie odpowiedziała nic, tylko wpatrywała się w niego oczekująco, oddychając
szybko. Blaise zauważył, że jej oczy są intensywnie brązowe, prawie czarne, a
jej twarz obficie usiana piegami. Głowę otaczały wściekle rude włosy, które
opadały jej luźno na ramiona. Nie wiedząc czemu, skojarzyła mu się z lisicą.
Chytrą, rudą lisicą, przez którą zaraz straci ostatnie resztki swojej
cierpliwości.
–
Zrobimy tak – zaczął, zaciskając pięści ze złości. Czemu ona nie mogła zachowywać się jak cywilizowana osoba? – Dasz
mi dziennik, a ja pójdę zaraz do dormitorium i przyniosę ci twój.
Rudowłosa
prychnęła niczym rozjuszona kotka i jednym susem zbliżyła się do niego.
Blaise’owi wydawało się, że przez chwilę błysnęły jej białe zęby, jakby chciała
na niego warknąć.
–
Słuchaj, Zabini – w istocie warknęła.
Chłopaka oblał zimny pot. Wiedziała jak się nazywa. – Och, na Merlina, nie rób
takiej miny! Nie czytałam, co ty tam nawypisywałeś – żachnęła się, widząc jak
pobladł. – Ale jak w tej chwili mnie nie zaprowadzisz do mojej własności, to
przysięgam, że to zaraz zrobię!
Blaise
zrobił się nagle podejrzliwy.
– Skąd
mam mieć pewność, że nie czytałaś? – zapytał, zakładając ręce na piersi. –
Właśnie udowodniłaś, że wiesz, jak się nazywam.
– A jak
niby miałam się nie dowiedzieć, kiedy myślałam, że to mój dziennik, idioto? To
oczywiste, że pierwszą stronę musiałam przeczytać, by to stwierdzić!
– A
reszta? Czytałaś? – nie dawał za wygraną.
– Nie.
– Nic a
nic?
– Nic a
nic. Myślisz, że interesuje mnie życie napuszonego Ślizgona?
Blaise
zrobił oburzoną minę, a dziewczyna zaśmiała się.
– No
dalej, Wężu, nie mam całego dnia – powiedziała, po czym pociągnęła go za rękaw
szaty i szybkim krokiem udali się w stronę lochów, uważając po drodze, by nikt
ich nie zauważył.
Gdy
Blaise wyszedł z Pokoju Wspólnego trzymając dziennik Ginny, przyszła pora, by i
ją ogarnęła niepewność.
– Ja już
mówiłam, że nie czytałam niczego, ale czy ty możesz obiecać mi to samo? –
spytała cicho, a chłopak uniósł wysoko brwi.
– O czym
ty mówisz? Przecież ten dziennik jest pusty – odrzekł zdezorientowany i
spojrzał na nią jak na wariatkę.
Ginny
odetchnęła z ulgą i rozluźniła się. Blaise jednak wciąż się jej przyglądał,
marszcząc czoło. Coś mu w tej dziewczynie nie pasowało. I nie chodziło zupełnie
o to, że była Gryfonką, a w dodatku Weasleyówną, o których istniała powszechna
opinia, że są szalonymi zdrajcami krwi i miłośnikami mugoli.
Ukrywała
coś, jakąś mroczną tajemnicę, którą próbowała desperacko chronić. O ukrywaniu
Zabini wiedział akurat wiele, więc przejrzał jej dziwne zachowanie na wylot.
Wyciągnął
niepewnie rękę z dziennikiem w jej stronę, a ona zrobiła to samo. Przez dłuższą
chwilę mierzyli się uważnymi spojrzeniami. Blaise’a nagle naszła myśl, by pod
żadnym pozorem nie oddawać jej tego dziennika. Wyczuwał w nim jakąś
przyciągającą, mroczną energię, którą czasem zdarzało mu się odczuwać w
tajemnych komnatach jego matki, do których nie wolno mu się było zapuszczać.
Magnetyzujące, zaborcze oczy dziewczyny przewiercały go na wylot, tylko
utwierdzając go w przekonaniu, że ona czuje to samo. Jego ręka zaczęła drżeć,
kiedy przypomniał sobie, że absolutnie nie może pozwolić, by z kolei jego
dziennik pozostał w jej rękach.
Może i
mówiła prawdę, a może i kłamała odnośnie tego, czy go czytała. Wiedział jedno –
jeśli on nie zwróci jej własności, będzie wściekła i nie będzie miała żadnych
powodów, by zachowywać jego sekret.
Po
chwili, która trwała niczym wieczność, wymienili się dziennikami. Momentalnie
oboje przycisnęli je do piersi, w obawie, że druga osoba będzie chciała im je
wyrwać.
*
Ginny
poczuła przyjemny chłód rozlewający się po jej ciele, kiedy jej dłoń zacisnęła
się na krańcach okładki. Jej serce zaczęło bić w uspokajająco wolnym,
mechanicznym rytmie, a ona wiedziała już, że odzyskała przyjaciela. Przez
dosłownie sekundę zastanowiła się, czemu nagle cała energia, która w niej
buzowała przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, przygasa, ale myśli te
szybko rozpłynęły się w nicość. Z zamyślenia wyrwał ją głośny okrzyk.
–
Ginny?!
Obejrzała
się, zauważając Percy’ego na końcu korytarza. Szybkim krokiem zmierzał w ich
stronę.
– Co ty
tutaj robisz?
Dziewczyna
spojrzała na niego tępo. Co ona tu robiła? Nie była w stanie skupić żadnej
myśli, jedyne co zaprzątało jej umysł to usilne pragnienie, by w końcu napisać
do Toma.
–
Zgubiła się i właśnie pytała mnie o drogę – jakby z oddali usłyszała głos
Zabiniego.
Przytaknęła
tylko głową i obdarzyła Ślizgona przelotnym spojrzeniem, po czym ruszyła w
kierunku brata.
–
Ginny…? – Percy patrzył na nią ze zmartwioną miną. – Niewyraźnie wyglądasz. To
pewnie przez to ciągłe zimno panujące w zamku… Jak tylko dotrzemy na miejsce,
dam ci trochę eliksiru pieprzowego…
Objął ją
ramieniem i zaczął prowadzić w kierunku Wieży Gryffindoru, a ona nie mogła
doczekać się, gdy znajdzie się sam na sam z dziennikiem.
*
Oddalającej
się parze w ciszy przyglądał się Blaise Zabini. Wciąż przetwarzał dziwne
zdarzenie, którego był świadkiem – tuż przed jego oczami energiczna, wygadana
dziewczyna, w ciągu kilku sekund stała się nieobecna i spokojna, jakby znalazła
się w zupełnie innym świecie. Chłopak poczuł dziwne wyrzuty sumienia, że oddał
jej ten dziennik. Miał co do niego złe przeczucia.
Ale kim
on dla niej był? Przecież miała czterech braci.
Nie, on
nie mógł się w to angażować. Był Ślizgonem, który gardził zdrajcami krwi,
jakimi są Weasleyowie. Jego priorytetem było przede wszystkim dopilnowanie, by
jego własny sekret nie wyszedł na
jaw.
Jednakże
gdy wrócił do dormitorium i leżał,
wpatrując się w baldachim swojego łóżka, przed jego oczami wciąż pojawiał się
obraz rudowłosej dziewczynki o ciemnych, bystrych oczach, które zaściela
niewidoczna mgła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz