
W pokoju wspólnym Gryffindoru panowało ogromne zamieszanie do
późnych godzin nocnych. Wszyscy gorączkowo szeptali, dyskutując o tym, co stało
się po uczcie w Noc Duchów. Każdy miał swoją teorię, a jedna była bardziej
niedorzeczna od drugiej, z tego powodu Percy w pewnym momencie uznał, że musi
interweniować. Nakazał iść wszystkim spać, pod groźbą zawołania profesor
McGonagall. Uczniowie niechętnie rozeszli się do swoich dormitoriów, a wśród
nielicznych, którzy zostali, znajdowała się Ginny. Siedziała w kącie pokoju w
fotelu, który zakrywał ją po sam czubek głowy. Oczy miała zaczerwienione od
płaczu, a jej wargi drżały.
– Ginny,
ta kotka nie jest tak naprawdę martwa – oznajmił już po raz któryś tego
wieczoru Percy, siadając naprzeciwko niej. – Jest spetryfikowana. Profesor
Sprout uleczy ją, jak tylko mandragory odpowiednio urosną.
Mimo
jego starań, to wcale nie podniosło jej na duchu. Zamiast tego, poczuła jak
nowe łzy napływają jej do oczu.
– Ginny,
naprawdę… To tylko kot. Nic złego już się nie wydarzy. Dumbledore i reszta
nauczycieli już się tym zajmują. Idź do dormitorium się trochę przespać, to był
stresujący dzień, a ty nie wyglądasz najlepiej…
Niechętnie
otarła zapłakane oczy i spojrzała na brata. Przyglądał jej się z troską
wymalowaną na twarzy.
– A co z
Ronem, Harrym i Hermioną? – zapytała słabo, bo nie dawało jej to spokoju.
Dowiedziała się, że jako pierwsi znaleźli się na miejscu zdarzenia i mogą mieć
przez to kłopoty. Nie chciała, żeby byli podejrzewani o coś, czego nie zrobili.
Percy
westchnął.
– Nic im
nie udowodniono, spokojnie – odparł. – I oni nie mieli nic z tym wspólnego… Naprawdę,
Ginny.
Pokręciła
gwałtownie głową sprawiając, że jej włosy opadły na twarz.
– Nie!
Ja ich wcale nie p–podejrzewam…
Zsunęła
się smętnie z fotela i pokiwawszy Percy’emu, udała się w kierunku schodów do
swojego dormitorium. Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby podejrzewać brata i
jego przyjaciół o skrzywdzenie kotki Filcha. Zdawała sobie sprawę, że pani
Norris nie cieszyła się ogólną sympatią, lecz kto mógłby posunąć się do czegoś
tak okropnego? A już w żadnym wypadku nie byłaby w stanie uwierzyć, że zrobił
to Harry Potter.
Percy
zupełnie nie zrozumiał, co tak naprawdę chodziło jej po głowie, kiedy zadawała
to pytanie…
Gdy
położyła się w końcu do łóżka, nie była w stanie zmrużyć oka. Wciąż gorączkowo
próbowała przypomnieć sobie, co robiła dokładnie w momencie, kiedy wszyscy
odkryli napis na ścianie. Udała się na ucztę, siedziała przy stole, lecz nie
była w stanie określić, co jadła i czy jadła cokolwiek.
Kiedy dokładnie wyszła z Wielkiej Sali?
Następną
rzeczą, którą pamiętała był moment, w którym ocknęła się w łazience na drugim
piętrze. Była cała przemoczona, a na jej szatach widniały smugi czerwonej
farby. Przeraziła się tak bardzo, że omal nie wybiegła stamtąd, uprzednio się
nie czyszcząc. Drogę do wieży Gryffindoru pokonała dzikim biegiem, nawet nie
dostrzegając złowrogiego napisu – dowiedziała się o nim dopiero, gdy dotarła na
miejsce i poinformował o nim ją Percy.
Na
pytanie, czemu nie było jej razem ze wszystkimi, odpowiedziała częściowo
zgodnie z prawdą – była w łazience, ponieważ źle się poczuła. W to Percy akurat
był w stanie uwierzyć, jako że ostatnio sam jej mówił, że nie wygląda
najlepiej. Dał jej ponownie eliksiru pieprzowego i bez zastanowienia wzięła
głęboki łyk, tak że para z jej uszu unosiła się przez jeszcze długi czas.
Ginny
czuła, że powoli traci rozum. Nie była w stanie wytłumaczyć sobie dziwnych
sytuacji, w których non stop się znajdowała. Miała wrażenie, że to ona zaatakowała
kotkę Filcha, ale jak mogło być to możliwe? Niczego nie pamiętała. I przede
wszystkim, nie miała absolutnie żadnych powodów, by ją zaatakować.
Z
delikatną obawą wyciągnęła dziennik. Bała się, że Tom znów powie jej, że to
wszystko przez zmęczenie. Gdzieś w głębi swojej świadomości czuła, że dzieje
się z nią coś bardzo niedobrego.
–
Tom, mówiłeś, że nie mam się czego bać. Tymczasem znów dzieją się dziwne
rzeczy. Nie mogę sobie przypomnieć co robiłam w Noc Duchów, ale ktoś napadł na
kota, a ja byłam w pobliżu, cała umazana czerwoną farbą. Boję się, że to ja ją
zaatakowałam…
– Och, Ginny. Znów lunatykowałaś?
–
Nie wiem, Tom. Tak bardzo się boję. Co jeśli ktoś się dowie, że to byłam ja?
Nawet jeśli niczego nie pamiętam?
– Mogę Ci pomóc, Ginny. Mogę Ci
doradzić, co masz robić, co masz odpowiadać.
–
Nie za bardzo rozumiem… jak to zrobisz, Tom?
Przez
chwilę wpatrywała się z napięciem w pustą stronę dziennika, czekając na
odpowiedź. Ta jednak się nie pojawiła. Zamiast tego, usłyszała cichy, męski
głos w swojej głowie, który sprawił, że aż podskoczyła.
– Czyż tak nie jest wygodniej?
Ginny poczuła
jak paraliżuje ją strach. Głos Toma odbijał się echem w jej głowie, a ona
siedziała w bezruchu, kompletnie zatrwożona.
– Czego się boisz, droga Ginny?
– J–jak
to możliwe? – szepnęła zachrypniętym głosem.
– To magiczny dziennik, Ginny, a my
jesteśmy przyjaciółmi. Łączy nas specjalna więź.
Dziewczynka
wciąż trzęsła się delikatnie, ale po chwili poczuła jak zalewa ją fala spokoju.
Pomimo jej słabego protestu, powieki przymknęły się, a ciało ogarnęło poczucie
błogości. Umysł powoli odpływał w nicość.
– Widzisz, jakie to proste? Pozwól mi się
Tobą zaopiekować, Ginny.
*
Rzeczy
przybrały makabryczny obrót, gdy znaleziono ciało spetryfikowanego Colina
Creeveya. W szkole zapanował popłoch, a uczniów ogarnęła panika. Szczególnie przejęli
się tym pierwszoroczniacy – chodzili cali wystraszeni, poruszając się wyłącznie
w ścisłych grupkach. Ginny siedziała na zaklęciach obok Colina i była dogłębnie
wstrząśnięta tym, co się wydarzyło, zwłaszcza, że ostatnimi czasy nie odnosiła
się do niego zbyt przyjaźnie. Była przerażona, że mogło to mieć jakiś związek z
tym, że to właśnie on uległ atakowi. Zaniki pamięci stawały się u niej normą i
powoli przestawały ją dziwić.
Pomimo
tego, że czuła się okropnie, Tom dbał o to, by nie sprawiała takiego wrażenia.
Była niemal pewna, że tylko on sprawia, że jest w stanie wstać z łóżka. Odkąd
do porozumiewania się nie był już im potrzebny dziennik, Ginny powoli stawała
się pasażerem we własnym ciele. Początkowo Tom tylko wyszeptywał jej swoje
uwagi i porady, lecz z czasem czuła jak jej ciało instynktownie wykonuje jego
polecenia, bez udziału jej własnej woli. Spała na lekcjach, a Tom za pomocą jej
rąk robił notatki i odpowiadał na zadawane pytania, używając do tego jej ust.
To on zmuszał jej wykończone ciało do poruszania się i do śmiania w
odpowiednich momentach.
Gdzieś w
głębi duszy wiedziała, że to złe i niewłaściwe. Nie miała jednak siły z tym
walczyć. Znacznie łatwiej było się temu poddać, dać upust swojemu zmęczeniu i
odpłynąć w nicość świadomości. Szczególnie, że była wykończona przez właściwie
cały czas.
W
krótkich momentach, w których Tom pozostawiał ją samej sobie, czuła się
wyjątkowo nieswojo. Zupełnie, jakby zapomniała jak to jest podejmować własne
decyzje.
–
Buuuuuuuu!
Jej
ciało podskoczyło, pomimo że w środku nie czuła niczego. Zza posągu
przedstawiającego jednookiego czarodzieja, pojawili się Fred i George.
Gdyby
nie Tom, niczego by nie zauważyła ani nie usłyszała. Jej umysł był tak
zmęczony, że z trudnością rejestrował otoczenie. Poczuła, jak jej oczy wbrew
jej woli rozszerzają się ze strachu, a kąciki ust drżą.
– Przestańcie!
– wyrwało się z jej ust, pomimo że nie zamierzała niczego mówić.
– Och
Ginny, chcemy po prostu cię rozbawić – powiedział Fred, uśmiechając się do
niej. – Nie możesz chodzić ciągle taka smutna.
Nawet
nie wiecie, jak smutna w środku jestem, przemknęło jej przez myśl.
Och, nie przesadzaj, Ginny. Czyż nie
dbam o Ciebie wystarczająco?
– Po prostu…
Colin był moim przyjacielem – zabrzmiały jej słowa.
Wcale
nie był,
brzmiały jej myśli.
Odwróciła
się od nich, nim zdążyli jej cokolwiek odpowiedzieć.
Dlaczego
taki jesteś, Tom? Myślałam, że chcesz mi pomóc. Tymczasem, czuję się jeszcze
gorzej. I nie musisz odpowiadać za mnie! Dlaczego mi to robisz, Tom?
Bo wiem, co dla Ciebie najlepsze.
Poczuła
ścisk w klatce piersiowej, jakby coś chciało się z niej wyrwać.
Ale
czy nie mogę decydować już o niczym?
A czy gdybyś mogła, pytałabyś o to?
Ginny
zacisnęła mocno wargi, tak że poleciała z nich krew. Poczuła na języku jej
metalowy smak.
*
–
Zagrajmy w grę – rozległ się głos Pansy, a Blaise w duszy jęknął. – Wymieńcie
dwie osoby: jedną, którą podejrzewacie o bycie dziedzicem Slytherina i drugą,
która będzie następną ofiarą, a my wszyscy musimy zgadnąć, kto będzie którym.
Zaczynasz, Blaise.
Chłopiec
przewrócił wymownie oczami, patrząc na pozostałych Ślizgonów z mieszaniną nudy
i rozdrażnienia. Był weekend, a to oznaczało spędzanie czasu ze świtą Malfoya.
Odkąd zaczęły się ataki, wzrosło podekscytowanie wśród uczniów i temat ten praktycznie
nie schodził z ich ust. Sam Blaise był oczywiście ciekawy, kto za tym wszystkim
stoi, jednak uważał, że nadmierne wałkowanie tych samych faktów nie doprowadzało
do niczego. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodziła Pansy i wymyślane przez nią dziwne
pytania i zagadki, które stawały się coraz bardziej absurdalne i po prostu
durne.
– Ta gra
nie ma żadnego sensu. Przecież wiadomo, że dziedzicem jest ktoś czystej krwi, a
ofiarą będzie jakaś szlama. Każdy głupiec to zgadnie. Gdzie w tym zabawa?
Pansy
rzuciła mu nienawistne spojrzenie, które nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.
Malfoy
prychnął.
– To
rzeczywiście głupie, Pansy. Zresztą nikt z nas nie wie, kto jest dziedzicem,
głowimy się nad tym już wystarczająco długo.
– A co
jeśli ktoś nadaje się i na dziedzica i na ofiarę?
Wszyscy
spojrzeli na Teodora Notta, który do tej pory siedział cicho w kącie pokoju
wspólnego Slytherinu. Odzywał się niezwykle rzadko, lecz jeśli już to robił,
zazwyczaj otrzymywał takie reakcje, jak w danym momencie.
– Co
masz na myśli? – spytał przeciągle Draco, rzucając mu zdziwione spojrzenie. –
Jak to właściwie może być możliwe?
Teodor
wyprostował się na krześle, a jego przydługa grzywka opadła mu na oczy.
– Weźmy
dla przykładu Weasleyów – zaczął, a Draco momentalnie wydał z siebie pogardliwe
prychnięcie. – W ich żyłach płynie czysta krew, jednak są zdrajcami i
miłośnikami mugoli. Teoretycznie mogliby nawet być potomkami Salazara
Slytherina, jednak z racji, że nie wyznają tych samych poglądów, mogliby stać
się też ofiarami.
Przez
dłuższą chwilę trwała przeraźliwa cisza, podczas której wszyscy wpatrywali się
w chłopca w ogłupieniu.
Nagle
Malfoy wybuchnął śmiechem, prawie spadając z krzesła. W jego ślady natychmiast
poszli Pansy, Crabbe i Goyle.
– Na
Salazara, Nott – wykrztusił Draco, a Blaise zauważył, że w jego oczach tkwią
łzy. – Ty jak coś powiesz… Weasley dziedzicem Slytherina…
Blaise
mimowolnie się zaśmiał, wyobrażając sobie Ginny Weasley w roli postrachu
Hogwartu.
– A
nawet jeśli… – ciągnął Malfoy, kiedy już trochę się uspokoił – to podejrzewam,
że do znalezienia Komnaty Tajemnic wymagane są jakieś wskazówki, możliwe, że
nawet mapa… Nie ma w ogóle możliwości, by ci zdrajcy krwi znaleźli się w
posiadaniu czegoś tak starego i cennego. Wiecie, że ten głupi Artur Weasley
wciąż nasyła na naszą rezydencję inspekcje, czy nie jesteśmy w posiadaniu
żadnych czarnomagicznych przedmiotów? Podejrzewam, że nawet jeśli by miał taki
przed oczami, niczego by nie zauważył…
Blaise nagle
poczuł jak rozmowy wokół niego cichną, a uszy wypełnia głośny szum. Przed jego
oczami pojawiły się obrazy wywołane z jego wspomnień.
Przedmiot emanujący czarną magią…
Dziennik. W rękach Ginny Weasley.
Zamrugał
gwałtownie powiekami, czując, jak ogarnia go ekscytacja.
Ale czy
to może być prawda? Istniało ogromne prawdopodobieństwo, że to zwykły
pamiętnik, z podstępnie ukrytymi informacjami. To były tylko jego domysły, a
jednak… Przypomniał sobie, jak dziewczynka bała się, że w jakiś sposób go
przeczytał. I to jej dziwne, nienaturalne zachowanie… Czuł, że to trop warty
sprawdzenia. Gdyby rzeczywiście to ona
stała za tymi atakami…
Mógłby uwolnić
się od Ginny Weasley na zawsze.
*
Ginny
Weasley nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie już wolna. Wcześniej nie miała
pojęcia, jak cenna jest własna, nieograniczona wola. Nie pamiętała już, co
oznaczała radość życia oraz uczucie szczęścia.
W Hogwarcie
wszyscy nabrali przekonania, że Harry Potter jest dziedzicem Slytherina, gdyż
okazało się, że jest wężousty. Tom bardzo zainteresował się tą informacją i
zmuszał ją do podążania za chłopcem w każdym możliwym momencie. Obserwował
każdy jego ruch poprzez jej przerażone oczy. Miała wrażenie, że jej dziecięca,
niewinna fascynacja miesza się z Jego, mroczną i obsesyjną, podsyłającą jej
umysłowi obrazy, które za wszelką cenę starała się zapomnieć. Wiedziała, że już
nigdy nie będzie mogła patrzeć na Harry’ego w ten sam sposób.
Jak
przez mgłę pamiętała kolejne ataki. Przed świętami ofiarą padli Justyn
Finch–Fletchey oraz Prawie Bezgłowy Nick.
Nie
musiała już więcej oszukiwać samą siebie, że lunatykuje. Tom wziął we władanie całe
jej ciało i umysł. Gdy jej ręce dokonywały zbrodni, był na tyle łaskawy, by
odwracała wzrok. Nie musiała się martwić o to, czy ktoś ją przyłapie – Tom był
bardzo precyzyjny i ostrożny.
– Ginny? Ginny!
Głos
Toma zabrzmiał w jej umyśle, a ona otworzyła szeroko oczy, czując, jakby
właśnie wynurzyła się z głębin wody. Patrzyła na swoją spokojną twarz w
zabrudzonym lustrze. Jej oczy były podkrążone, a cera pergaminowo biała.
Przełknęła ślinę, zdezorientowana. Już dawno nie czuła nawet tej namiastki
wolności, jakimi było doświadczanie zmysłów. Skrzywiła się, gdy dobiegł ją
nieprzyjemny zapach, dochodzący z jednej z kabin. Podeszła do niej i ją
otworzyła. W środku znajdował się parujący kociołek z bulgoczącym eliksirem.
– Ginny, czy to możliwe, że to dzieło
Twoich przyjaciół? Harry’ego Pottera?
– Nie
mam pojęcia, Tom.
– Musisz się do nich bardziej zbliżyć.
Rozkaz,
nie pytanie.
– I tak
śledzę ich wystarczająco. Jeszcze trochę a mnie przegonią…
– Naprawdę myślisz, że zwracają na
Ciebie aż taką uwagę?
Cios
prosto w serce był wymierzony z okrutną i dokładną precyzją. Nie mając chwilowo
żadnej otumaniającej bariery wokół jej uczuć, pozwoliła łzom napłynąć sobie do
oczu.
– Wyzwalam Cię z mojej kontroli przez
chwilę, a od razu zmieniasz się w płaczącą dziewczynkę.
Mimo tego nie zrobił nic w kierunku tego, żeby
to powstrzymać. Zupełnie jakby jej cierpienie sprawiało mu przyjemność.
Pragnęła wrócić do bycia pustą skorupą.
– Beze mnie jesteś słaba. W głębi serca
zdajesz sobie z tego sprawę. Jak dobrze więc, że mnie masz, prawda?
Jego
słodki, pozornie troskliwy głos już jej nie uspokajał. Sprawiał jedynie, że
miała ochotę zwymiotować.
– Po
prostu idźmy już stąd – odpowiedziała chrapliwie, pociągając nosem.
Jedyne
czego pragnęła, to mieć przyjaciela. Teraz był on jedynym, co miała.
I była
na niego skazana, czy tego chciała czy nie.
*
Zbliżenie
się do Harry’ego nie było takie proste. Chłopak wciąż gdzieś znikał wraz z
dwójką swoich najbliższych przyjaciół, zachowując przy tym środki ostrożności.
Na szczęście Ginny wiedziała, gdzie się udawali, mimo że nie mogła się przed
nimi do tego przyznać.
Podsłuchiwała
ich dość często, jednak Tom nie pozwalał jej się skupiać na treści ich
wypowiedzi. Szczerze mówiąc, niewiele ją to obchodziło.
Podczas
ferii świątecznych Hermiona Granger wylądowała w Skrzydle Szpitalnym i spędziła
tam kilka tygodni. Nie była spetryfikowana, ale powód jej pobytu był owiany
tajemnicą. Tom jednak zaczął odczuwać wzrastającą frustrację, gdyż od tamtego
czasu ich spotkania w łazience na drugim piętrze ustały, a kociołek pełen
eliksiru przepadł. Większość ich rozmów przebiegała w miejscu, do którego Ginny
nie mogła się udać.
Gniew Toma był niczym nadejście burzy. W jej
głowie panowała absolutna, przeraźliwa cisza, która sprawiała, że włosy na
skórze jej ramion stawały dęba. Gdzieś w środku siebie odczuwała złowrogie
drżenie zwiastujące rozpoczęcie lawiny, której nikt nie mógł powstrzymać… Ginny
obawiała się, co się z nią stanie, gdy nadejdzie.
W dniu,
w którym Hermiona wróciła na zajęcia, Tom poprowadził ją do opuszczonej
łazienki, która w tym roku stała się jej domem. Spędzała w niej więcej czasu,
niż gdziekolwiek indziej.
– Będę zawsze przy Tobie, Ginny, ale
nie ukrywajmy, że ostatnio mnie zawodzisz.
– Tom…
J-ja… Będę lepsza. Nie chcę cię rozczarowywać.
Pomimo
tego, że wiedziała, że to co on robi, nie jest właściwe. Lecz był jej jedynym
przyjacielem, a i tak zawodziła wszystkich dookoła. Nie mogła znieść, że
zawiodła również jego.
– Mam wobec Ciebie nieco inne plany.
Ton jego
głosu był zimny, lodowaty.
Nagle
poczuła, jak lepkie macki zaciskają się na jej umyśle, powodując straszliwy
ból. Jęknęła przeraźliwie. Miała wrażenie, że wszystko płonie. Jej ciało,
umysł… Upadła na podłogę, rzucając się w spazmach niewyobrażalnego cierpienia.
– Tom…
Dlaczego to robisz…
– Głupia dziewczyno… Myślisz, że
chciałem, żebyś to TY trafiła na ten dziennik? Jesteś nic nie warta…
Szyderczy
śmiech wypełnił ją całą, odbijając się echem w jej uszach.
Łzy
napłynęły jej do oczu, a gardło paliło żywym ogniem. Ostatnie miesiące była
wyzuta z emocji, a w tym momencie czuła ich ogrom – ogrom, którego nie była w
stanie znieść.
– A-ale…
jesteśmy przyjaciółmi, Tom!
– Czy przyjaciele robią tak?
Ogarnęła
ją kolejna fala tortur. Rzucała się i wrzeszczała, jednak z jej ust nie wydobył
się ani jeden jęk. Umrzeć w tej chwili, byłoby dla niej wybawieniem.
Nagle
wszystko ustało, a ona leżała, dysząc ciężko. Macki zniknęły, a w jej uszach
gwizdało.
Rozejrzała
się nieprzytomnie wokół siebie. Obok niej leżał dziennik. Pusty, bezbronny.
Nasłuchiwała w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku, że Tom wciąż tutaj był. Miała
wrażenie, że jest przez niego obserwowana, jakby czekał na jej ruch.
Resztką
swoich sił chwyciła dziennik i wrzuciła go do muszli, z której właśnie wyłaniał
się duch małej dziewczynki.
Chciała
płakać, ale nie mogła.
Czuła
się zupełnie pusta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz