sobota, 20 czerwca 2020




Rozdział 5. Kontrola

W pokoju wspólnym Gryffindoru panowało ogromne zamieszanie do późnych godzin nocnych. Wszyscy gorączkowo szeptali, dyskutując o tym, co stało się po uczcie w Noc Duchów. Każdy miał swoją teorię, a jedna była bardziej niedorzeczna od drugiej, z tego powodu Percy w pewnym momencie uznał, że musi interweniować. Nakazał iść wszystkim spać, pod groźbą zawołania profesor McGonagall. Uczniowie niechętnie rozeszli się do swoich dormitoriów, a wśród nielicznych, którzy zostali, znajdowała się Ginny. Siedziała w kącie pokoju w fotelu, który zakrywał ją po sam czubek głowy. Oczy miała zaczerwienione od płaczu, a jej wargi drżały.

– Ginny, ta kotka nie jest tak naprawdę martwa – oznajmił już po raz któryś tego wieczoru Percy, siadając naprzeciwko niej. – Jest spetryfikowana. Profesor Sprout uleczy ją, jak tylko mandragory odpowiednio urosną.

Mimo jego starań, to wcale nie podniosło jej na duchu. Zamiast tego, poczuła jak nowe łzy napływają jej do oczu.

– Ginny, naprawdę… To tylko kot. Nic złego już się nie wydarzy. Dumbledore i reszta nauczycieli już się tym zajmują. Idź do dormitorium się trochę przespać, to był stresujący dzień, a ty nie wyglądasz najlepiej…

Niechętnie otarła zapłakane oczy i spojrzała na brata. Przyglądał jej się z troską wymalowaną na twarzy.

– A co z Ronem, Harrym i Hermioną? – zapytała słabo, bo nie dawało jej to spokoju. Dowiedziała się, że jako pierwsi znaleźli się na miejscu zdarzenia i mogą mieć przez to kłopoty. Nie chciała, żeby byli podejrzewani o coś, czego nie zrobili.

Percy westchnął.

– Nic im nie udowodniono, spokojnie – odparł. – I oni nie mieli nic z tym wspólnego… Naprawdę, Ginny.

Pokręciła gwałtownie głową sprawiając, że jej włosy opadły na twarz.

– Nie! Ja ich wcale nie p–podejrzewam…

Zsunęła się smętnie z fotela i pokiwawszy Percy’emu, udała się w kierunku schodów do swojego dormitorium. Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby podejrzewać brata i jego przyjaciół o skrzywdzenie kotki Filcha. Zdawała sobie sprawę, że pani Norris nie cieszyła się ogólną sympatią, lecz kto mógłby posunąć się do czegoś tak okropnego? A już w żadnym wypadku nie byłaby w stanie uwierzyć, że zrobił to Harry Potter.

Percy zupełnie nie zrozumiał, co tak naprawdę chodziło jej po głowie, kiedy zadawała to pytanie…

Gdy położyła się w końcu do łóżka, nie była w stanie zmrużyć oka. Wciąż gorączkowo próbowała przypomnieć sobie, co robiła dokładnie w momencie, kiedy wszyscy odkryli napis na ścianie. Udała się na ucztę, siedziała przy stole, lecz nie była w stanie określić, co jadła i czy jadła cokolwiek.

Kiedy dokładnie wyszła z Wielkiej Sali?

Następną rzeczą, którą pamiętała był moment, w którym ocknęła się w łazience na drugim piętrze. Była cała przemoczona, a na jej szatach widniały smugi czerwonej farby. Przeraziła się tak bardzo, że omal nie wybiegła stamtąd, uprzednio się nie czyszcząc. Drogę do wieży Gryffindoru pokonała dzikim biegiem, nawet nie dostrzegając złowrogiego napisu – dowiedziała się o nim dopiero, gdy dotarła na miejsce i poinformował o nim ją Percy.

Na pytanie, czemu nie było jej razem ze wszystkimi, odpowiedziała częściowo zgodnie z prawdą – była w łazience, ponieważ źle się poczuła. W to Percy akurat był w stanie uwierzyć, jako że ostatnio sam jej mówił, że nie wygląda najlepiej. Dał jej ponownie eliksiru pieprzowego i bez zastanowienia wzięła głęboki łyk, tak że para z jej uszu unosiła się przez jeszcze długi czas.

Ginny czuła, że powoli traci rozum. Nie była w stanie wytłumaczyć sobie dziwnych sytuacji, w których non stop się znajdowała. Miała wrażenie, że to ona zaatakowała kotkę Filcha, ale jak mogło być to możliwe? Niczego nie pamiętała. I przede wszystkim, nie miała absolutnie żadnych powodów, by ją zaatakować.

Z delikatną obawą wyciągnęła dziennik. Bała się, że Tom znów powie jej, że to wszystko przez zmęczenie. Gdzieś w głębi swojej świadomości czuła, że dzieje się z nią coś bardzo niedobrego.

– Tom, mówiłeś, że nie mam się czego bać. Tymczasem znów dzieją się dziwne rzeczy. Nie mogę sobie przypomnieć co robiłam w Noc Duchów, ale ktoś napadł na kota, a ja byłam w pobliżu, cała umazana czerwoną farbą. Boję się, że to ja ją zaatakowałam…

– Och, Ginny. Znów lunatykowałaś?

– Nie wiem, Tom. Tak bardzo się boję. Co jeśli ktoś się dowie, że to byłam ja? Nawet jeśli niczego nie pamiętam?

– Mogę Ci pomóc, Ginny. Mogę Ci doradzić, co masz robić, co masz odpowiadać.

– Nie za bardzo rozumiem… jak to zrobisz, Tom?

Przez chwilę wpatrywała się z napięciem w pustą stronę dziennika, czekając na odpowiedź. Ta jednak się nie pojawiła. Zamiast tego, usłyszała cichy, męski głos w swojej głowie, który sprawił, że aż podskoczyła.

– Czyż tak nie jest wygodniej?

Ginny poczuła jak paraliżuje ją strach. Głos Toma odbijał się echem w jej głowie, a ona siedziała w bezruchu, kompletnie zatrwożona.

– Czego się boisz, droga Ginny?

– J–jak to możliwe? – szepnęła zachrypniętym głosem.

– To magiczny dziennik, Ginny, a my jesteśmy przyjaciółmi. Łączy nas specjalna więź.

Dziewczynka wciąż trzęsła się delikatnie, ale po chwili poczuła jak zalewa ją fala spokoju. Pomimo jej słabego protestu, powieki przymknęły się, a ciało ogarnęło poczucie błogości. Umysł powoli odpływał w nicość.

– Widzisz, jakie to proste? Pozwól mi się Tobą zaopiekować, Ginny.

 

*

 

Rzeczy przybrały makabryczny obrót, gdy znaleziono ciało spetryfikowanego Colina Creeveya. W szkole zapanował popłoch, a uczniów ogarnęła panika. Szczególnie przejęli się tym pierwszoroczniacy – chodzili cali wystraszeni, poruszając się wyłącznie w ścisłych grupkach. Ginny siedziała na zaklęciach obok Colina i była dogłębnie wstrząśnięta tym, co się wydarzyło, zwłaszcza, że ostatnimi czasy nie odnosiła się do niego zbyt przyjaźnie. Była przerażona, że mogło to mieć jakiś związek z tym, że to właśnie on uległ atakowi. Zaniki pamięci stawały się u niej normą i powoli przestawały ją dziwić.

Pomimo tego, że czuła się okropnie, Tom dbał o to, by nie sprawiała takiego wrażenia. Była niemal pewna, że tylko on sprawia, że jest w stanie wstać z łóżka. Odkąd do porozumiewania się nie był już im potrzebny dziennik, Ginny powoli stawała się pasażerem we własnym ciele. Początkowo Tom tylko wyszeptywał jej swoje uwagi i porady, lecz z czasem czuła jak jej ciało instynktownie wykonuje jego polecenia, bez udziału jej własnej woli. Spała na lekcjach, a Tom za pomocą jej rąk robił notatki i odpowiadał na zadawane pytania, używając do tego jej ust. To on zmuszał jej wykończone ciało do poruszania się i do śmiania w odpowiednich momentach.

Gdzieś w głębi duszy wiedziała, że to złe i niewłaściwe. Nie miała jednak siły z tym walczyć. Znacznie łatwiej było się temu poddać, dać upust swojemu zmęczeniu i odpłynąć w nicość świadomości. Szczególnie, że była wykończona przez właściwie cały czas.

W krótkich momentach, w których Tom pozostawiał ją samej sobie, czuła się wyjątkowo nieswojo. Zupełnie, jakby zapomniała jak to jest podejmować własne decyzje.

– Buuuuuuuu!

Jej ciało podskoczyło, pomimo że w środku nie czuła niczego. Zza posągu przedstawiającego jednookiego czarodzieja, pojawili się Fred i George.

Gdyby nie Tom, niczego by nie zauważyła ani nie usłyszała. Jej umysł był tak zmęczony, że z trudnością rejestrował otoczenie. Poczuła, jak jej oczy wbrew jej woli rozszerzają się ze strachu, a kąciki ust drżą.

– Przestańcie! – wyrwało się z jej ust, pomimo że nie zamierzała niczego mówić.

– Och Ginny, chcemy po prostu cię rozbawić – powiedział Fred, uśmiechając się do niej. – Nie możesz chodzić ciągle taka smutna.

Nawet nie wiecie, jak smutna w środku jestem, przemknęło jej przez myśl.

Och, nie przesadzaj, Ginny. Czyż nie dbam o Ciebie wystarczająco?

– Po prostu… Colin był moim przyjacielem – zabrzmiały jej słowa.

Wcale nie był, brzmiały jej myśli.

Odwróciła się od nich, nim zdążyli jej cokolwiek odpowiedzieć.

Dlaczego taki jesteś, Tom? Myślałam, że chcesz mi pomóc. Tymczasem, czuję się jeszcze gorzej. I nie musisz odpowiadać za mnie! Dlaczego mi to robisz, Tom?

Bo wiem, co dla Ciebie najlepsze.

Poczuła ścisk w klatce piersiowej, jakby coś chciało się z niej wyrwać.

Ale czy nie mogę decydować już o niczym?

A czy gdybyś mogła, pytałabyś o to?

Ginny zacisnęła mocno wargi, tak że poleciała z nich krew. Poczuła na języku jej metalowy smak.

 

*

 

– Zagrajmy w grę – rozległ się głos Pansy, a Blaise w duszy jęknął. – Wymieńcie dwie osoby: jedną, którą podejrzewacie o bycie dziedzicem Slytherina i drugą, która będzie następną ofiarą, a my wszyscy musimy zgadnąć, kto będzie którym. Zaczynasz, Blaise.

Chłopiec przewrócił wymownie oczami, patrząc na pozostałych Ślizgonów z mieszaniną nudy i rozdrażnienia. Był weekend, a to oznaczało spędzanie czasu ze świtą Malfoya. Odkąd zaczęły się ataki, wzrosło podekscytowanie wśród uczniów i temat ten praktycznie nie schodził z ich ust. Sam Blaise był oczywiście ciekawy, kto za tym wszystkim stoi, jednak uważał, że nadmierne wałkowanie tych samych faktów nie doprowadzało do niczego. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodziła Pansy i wymyślane przez nią dziwne pytania i zagadki, które stawały się coraz bardziej absurdalne i po prostu durne.

– Ta gra nie ma żadnego sensu. Przecież wiadomo, że dziedzicem jest ktoś czystej krwi, a ofiarą będzie jakaś szlama. Każdy głupiec to zgadnie. Gdzie w tym zabawa?

Pansy rzuciła mu nienawistne spojrzenie, które nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.

Malfoy prychnął.

– To rzeczywiście głupie, Pansy. Zresztą nikt z nas nie wie, kto jest dziedzicem, głowimy się nad tym już wystarczająco długo.

– A co jeśli ktoś nadaje się i na dziedzica i na ofiarę?

Wszyscy spojrzeli na Teodora Notta, który do tej pory siedział cicho w kącie pokoju wspólnego Slytherinu. Odzywał się niezwykle rzadko, lecz jeśli już to robił, zazwyczaj otrzymywał takie reakcje, jak w danym momencie.

– Co masz na myśli? – spytał przeciągle Draco, rzucając mu zdziwione spojrzenie. – Jak to właściwie może być możliwe?

Teodor wyprostował się na krześle, a jego przydługa grzywka opadła mu na oczy.

– Weźmy dla przykładu Weasleyów – zaczął, a Draco momentalnie wydał z siebie pogardliwe prychnięcie. – W ich żyłach płynie czysta krew, jednak są zdrajcami i miłośnikami mugoli. Teoretycznie mogliby nawet być potomkami Salazara Slytherina, jednak z racji, że nie wyznają tych samych poglądów, mogliby stać się też ofiarami.

Przez dłuższą chwilę trwała przeraźliwa cisza, podczas której wszyscy wpatrywali się w chłopca w ogłupieniu.

Nagle Malfoy wybuchnął śmiechem, prawie spadając z krzesła. W jego ślady natychmiast poszli Pansy, Crabbe i Goyle.

– Na Salazara, Nott – wykrztusił Draco, a Blaise zauważył, że w jego oczach tkwią łzy. – Ty jak coś powiesz… Weasley dziedzicem Slytherina…

Blaise mimowolnie się zaśmiał, wyobrażając sobie Ginny Weasley w roli postrachu Hogwartu.

– A nawet jeśli… – ciągnął Malfoy, kiedy już trochę się uspokoił – to podejrzewam, że do znalezienia Komnaty Tajemnic wymagane są jakieś wskazówki, możliwe, że nawet mapa… Nie ma w ogóle możliwości, by ci zdrajcy krwi znaleźli się w posiadaniu czegoś tak starego i cennego. Wiecie, że ten głupi Artur Weasley wciąż nasyła na naszą rezydencję inspekcje, czy nie jesteśmy w posiadaniu żadnych czarnomagicznych przedmiotów? Podejrzewam, że nawet jeśli by miał taki przed oczami, niczego by nie zauważył…

Blaise nagle poczuł jak rozmowy wokół niego cichną, a uszy wypełnia głośny szum. Przed jego oczami pojawiły się obrazy wywołane z jego wspomnień.

Przedmiot emanujący czarną magią…

Dziennik. W rękach Ginny Weasley.

Zamrugał gwałtownie powiekami, czując, jak ogarnia go ekscytacja.

Ale czy to może być prawda? Istniało ogromne prawdopodobieństwo, że to zwykły pamiętnik, z podstępnie ukrytymi informacjami. To były tylko jego domysły, a jednak… Przypomniał sobie, jak dziewczynka bała się, że w jakiś sposób go przeczytał. I to jej dziwne, nienaturalne zachowanie… Czuł, że to trop warty sprawdzenia. Gdyby rzeczywiście to ona stała za tymi atakami…

Mógłby uwolnić się od Ginny Weasley na zawsze.

 

*

 

Ginny Weasley nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie już wolna. Wcześniej nie miała pojęcia, jak cenna jest własna, nieograniczona wola. Nie pamiętała już, co oznaczała radość życia oraz uczucie szczęścia.

W Hogwarcie wszyscy nabrali przekonania, że Harry Potter jest dziedzicem Slytherina, gdyż okazało się, że jest wężousty. Tom bardzo zainteresował się tą informacją i zmuszał ją do podążania za chłopcem w każdym możliwym momencie. Obserwował każdy jego ruch poprzez jej przerażone oczy. Miała wrażenie, że jej dziecięca, niewinna fascynacja miesza się z Jego, mroczną i obsesyjną, podsyłającą jej umysłowi obrazy, które za wszelką cenę starała się zapomnieć. Wiedziała, że już nigdy nie będzie mogła patrzeć na Harry’ego w ten sam sposób.

Jak przez mgłę pamiętała kolejne ataki. Przed świętami ofiarą padli Justyn Finch–Fletchey oraz Prawie Bezgłowy Nick.

Nie musiała już więcej oszukiwać samą siebie, że lunatykuje. Tom wziął we władanie całe jej ciało i umysł. Gdy jej ręce dokonywały zbrodni, był na tyle łaskawy, by odwracała wzrok. Nie musiała się martwić o to, czy ktoś ją przyłapie – Tom był bardzo precyzyjny i ostrożny.

– Ginny? Ginny!

Głos Toma zabrzmiał w jej umyśle, a ona otworzyła szeroko oczy, czując, jakby właśnie wynurzyła się z głębin wody. Patrzyła na swoją spokojną twarz w zabrudzonym lustrze. Jej oczy były podkrążone, a cera pergaminowo biała. Przełknęła ślinę, zdezorientowana. Już dawno nie czuła nawet tej namiastki wolności, jakimi było doświadczanie zmysłów. Skrzywiła się, gdy dobiegł ją nieprzyjemny zapach, dochodzący z jednej z kabin. Podeszła do niej i ją otworzyła. W środku znajdował się parujący kociołek z bulgoczącym eliksirem.

– Ginny, czy to możliwe, że to dzieło Twoich przyjaciół? Harry’ego Pottera?

– Nie mam pojęcia, Tom.

– Musisz się do nich bardziej zbliżyć.

Rozkaz, nie pytanie.

– I tak śledzę ich wystarczająco. Jeszcze trochę a mnie przegonią…

– Naprawdę myślisz, że zwracają na Ciebie aż taką uwagę?

Cios prosto w serce był wymierzony z okrutną i dokładną precyzją. Nie mając chwilowo żadnej otumaniającej bariery wokół jej uczuć, pozwoliła łzom napłynąć sobie do oczu.

– Wyzwalam Cię z mojej kontroli przez chwilę, a od razu zmieniasz się w płaczącą dziewczynkę.

 Mimo tego nie zrobił nic w kierunku tego, żeby to powstrzymać. Zupełnie jakby jej cierpienie sprawiało mu przyjemność. Pragnęła wrócić do bycia pustą skorupą.

– Beze mnie jesteś słaba. W głębi serca zdajesz sobie z tego sprawę. Jak dobrze więc, że mnie masz, prawda?

Jego słodki, pozornie troskliwy głos już jej nie uspokajał. Sprawiał jedynie, że miała ochotę zwymiotować.

– Po prostu idźmy już stąd – odpowiedziała chrapliwie, pociągając nosem.

Jedyne czego pragnęła, to mieć przyjaciela. Teraz był on jedynym, co miała.

I była na niego skazana, czy tego chciała czy nie.

 

*

 

Zbliżenie się do Harry’ego nie było takie proste. Chłopak wciąż gdzieś znikał wraz z dwójką swoich najbliższych przyjaciół, zachowując przy tym środki ostrożności. Na szczęście Ginny wiedziała, gdzie się udawali, mimo że nie mogła się przed nimi do tego przyznać.

Podsłuchiwała ich dość często, jednak Tom nie pozwalał jej się skupiać na treści ich wypowiedzi. Szczerze mówiąc, niewiele ją to obchodziło.

Podczas ferii świątecznych Hermiona Granger wylądowała w Skrzydle Szpitalnym i spędziła tam kilka tygodni. Nie była spetryfikowana, ale powód jej pobytu był owiany tajemnicą. Tom jednak zaczął odczuwać wzrastającą frustrację, gdyż od tamtego czasu ich spotkania w łazience na drugim piętrze ustały, a kociołek pełen eliksiru przepadł. Większość ich rozmów przebiegała w miejscu, do którego Ginny nie mogła się udać.

 Gniew Toma był niczym nadejście burzy. W jej głowie panowała absolutna, przeraźliwa cisza, która sprawiała, że włosy na skórze jej ramion stawały dęba. Gdzieś w środku siebie odczuwała złowrogie drżenie zwiastujące rozpoczęcie lawiny, której nikt nie mógł powstrzymać… Ginny obawiała się, co się z nią stanie, gdy nadejdzie.

W dniu, w którym Hermiona wróciła na zajęcia, Tom poprowadził ją do opuszczonej łazienki, która w tym roku stała się jej domem. Spędzała w niej więcej czasu, niż gdziekolwiek indziej.

– Będę zawsze przy Tobie, Ginny, ale nie ukrywajmy, że ostatnio mnie zawodzisz.

– Tom… J-ja… Będę lepsza. Nie chcę cię rozczarowywać.

Pomimo tego, że wiedziała, że to co on robi, nie jest właściwe. Lecz był jej jedynym przyjacielem, a i tak zawodziła wszystkich dookoła. Nie mogła znieść, że zawiodła również jego.

– Mam wobec Ciebie nieco inne plany.

Ton jego głosu był zimny, lodowaty.

Nagle poczuła, jak lepkie macki zaciskają się na jej umyśle, powodując straszliwy ból. Jęknęła przeraźliwie. Miała wrażenie, że wszystko płonie. Jej ciało, umysł… Upadła na podłogę, rzucając się w spazmach niewyobrażalnego cierpienia.

– Tom… Dlaczego to robisz…

– Głupia dziewczyno… Myślisz, że chciałem, żebyś to TY trafiła na ten dziennik? Jesteś nic nie warta…

Szyderczy śmiech wypełnił ją całą, odbijając się echem w jej uszach.

Łzy napłynęły jej do oczu, a gardło paliło żywym ogniem. Ostatnie miesiące była wyzuta z emocji, a w tym momencie czuła ich ogrom – ogrom, którego nie była w stanie znieść.

– A-ale… jesteśmy przyjaciółmi, Tom!

– Czy przyjaciele robią tak?

Ogarnęła ją kolejna fala tortur. Rzucała się i wrzeszczała, jednak z jej ust nie wydobył się ani jeden jęk. Umrzeć w tej chwili, byłoby dla niej wybawieniem.

Nagle wszystko ustało, a ona leżała, dysząc ciężko. Macki zniknęły, a w jej uszach gwizdało.

Rozejrzała się nieprzytomnie wokół siebie. Obok niej leżał dziennik. Pusty, bezbronny. Nasłuchiwała w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku, że Tom wciąż tutaj był. Miała wrażenie, że jest przez niego obserwowana, jakby czekał na jej ruch.

Resztką swoich sił chwyciła dziennik i wrzuciła go do muszli, z której właśnie wyłaniał się duch małej dziewczynki.

Chciała płakać, ale nie mogła.

Czuła się zupełnie pusta.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

OBSERWATORZY